piątek, 29 października 2010

Nowe nabytki 4

Tym razem skromnie ;)
Na tusz skusiłam się po recenzjach Hexxany :) Mam nadzieję, że będzie mi służył tak jak mój ulubiony Volum` Express Curved Brush.
Żel do skórek wzięłam, bo ciągle mam z nimi problemy i może ta mała tubeczka coś na to zaradzi.
A perfumy dziś odebrałam, zamawiałam w perfumerii Dolce.
Przy okazji pochwalę się też nowymi kolczykami z H&M :D

Lakier Wibo Extreme Nails nr 192

Kolejny lakier Wibo, na który się skusiłam. Tym razem miałam ochotę na jakiś jasny odcień i dlatego wybrałam delikatny róż ze złocistymi drobinkami. Pięknie mieni się w świetle i słońcu. Bardzo szybko wysycha i szybko się nakłada, choć jest bardzo rzadki i można przypadkiem nałożyć go za dużo, więc konieczne jest dobre otarcie pędzelka.
Nie wiem co więcej mogę dodać, fotki niech mówią same za siebie ;)



niedziela, 24 października 2010

Ziaja Calma HLC, krem biolipidowy

Powoli zbliża się zima a to dla mojej cery najgorszy okres :( Jestem posiadaczką cery mieszanej i często walczyć muszę ze świeceniem, jednak to właśnie zimą pojawia się o wiele większy problem. Suche i ciepłe powietrze w domu/biurze i zimne na dworze powodują, że moja twarz dosłownie wariuje. Z jednej strony się przetłuszcza, ale równocześnie jest ściągnięta, robi się wrażliwa i często pojawiają się podskórne gule. Kiedyś myślałam, że to właśnie wina przetłuszczania i stosowałam kosmetyki matujące i oczyszczające z alkoholem, co tylko potęgowało problem. Dopiero gdy spróbowałam pójść zupełnie w drugą stronę tj. nawilżać a nie matować okazało się, że cera wróciła do normy. Metodą prób i błędów znalazłam kilka kosmetyków, które mnie uratowały.
Jednym z takich ratunkowych kosmetyków jest dla mnie ten niepozorny krem Ziaji. Mimo tego, że jest bardzo tłusty i wydawać by się mogło, że twarz będzie się po nim świecić wcale tak nie jest. W mroźne dni stosuję go pod podkład i wcale się nie świecę. Gdy zima jest nieco "cieplejsza" stosuję go tylko na noc. Biolipidowa Ziaja Calma idealnie koi suchą skórę, nawilża ją i sprawia, że nie pojawiają się suche skórki ani wspomniane przeze mnie wcześniej bolące gule. Równie dobrze sprawdza się w przypadku suchych i spierzchniętych dłoni. Wystarczy na noc nałożyć grubą warstwę.
Nie zliczę ile słoiczków tej Ziaji zużyłam i również na nadchodzącą zimę zaopatrzę się w kolejny :-)

Podkład Bourjois, 10 Hours Sleep Effect

Chyba wspominałam już, że jeśli chodzi o podkłady jestem zwolenniczką tych dających naturalny efekt. Wszelkie kryjące i matujące są dla mnie za ciężkie, co kończy się zwykle zapychaniem lub nadmiernym wysuszaniem cery i podkreślaniem suchych skórek (przykład: podkład w musie Maybelline).
Do tego podkładu Bourjois robiłam podchody od dawna, aż w końcu zdecydowałam się na zakup i trochę żałuję, że tak późno.
Mam odcień 72 - Rose Clair. Kolor ten jednak na moje oko nie jest różowawy lecz ma całkiem ładny odcień beżu. Podoba mi się też bardzo jego zapach i konsystencja.
Nakładając go robię to trochę tak jakbym smarowała się kremem tzn. nie nakładam podkładu po trochu na policzki, czoło i nos tylko rozcieram go na paluchach i rozsmarowuję na skórze. Wcześniej oczywiście nakładam korektor, bo "burżujek" niestety nie kryje zbyt dobrze. Ale krycie tutaj dla mnie nie jest najważniejsze. Najbardziej liczy się dla mnie to, że po nałożeniu cera na prawdę wygląda na wypoczętą, jest delikatnie rozświetlona, koloryt wyrównany, a co najważniejsze: nie świeci się zbyt szybko. Sam podkład nie ściera się też z twarzy w ciągu dnia ani nie odznacza się.
Używam go codziennie do pracy i po całym dniu twarz nie wygląda tłusto. Plusem jest też to, że po nałożeniu cera jest gładka i nawilżona. Zupełnie jakbym miała na niej jakąś delikatną mgiełkę.
Nie wiem jeszcze jak podkład będzie się spisywał zimą, gdyż jest dość lekki, ale przekonam się o tym pewnie już niedługo ;)

sobota, 16 października 2010

Krem nawilżający Lorys Snake Oil Effect

Jakiś czas temu wybrałam się do Auchana w poszukiwaniu słynnej na Wizażu maski Gloria. Glorii niestety nie znalazłam, ale za to moją uwagę przykuły maski Lorys, o których również wiele dobrego czytałam.
Miałam dylemat na którą się zdecydować, bo jest ich kilka rodzajów, ale w końcu wybrałam wersję mającą dawać efekt włosów śliskich i gładkich jak wąż ;)

Jeśli miałabym ten kosmetyk do czegoś porównać myślę, że mogę zaryzykować stwierdzenie, iż jest podobny do Waxa. Konsystencją i zapachem przypomina mi nieco Wax L`Biotica do włosów blond, którego często używałam. Lorys jest może jedynie odrobinę bardziej lejący.

Kremu można używać na 2 sposoby i obydwa wypróbowałam. Częściej stosuję go jako odżywkę podczas kąpieli nakładając od połowy długości włosów na 2-3 minutki. Efekt gładkich i lśniących włosów jest od razu widoczny. Przesuszone końcówki znikają w oka mgnieniu, włosy z kolei faktycznie są śliskie w dotyku, lejące i lepiej się układają. I co najważniejsze: następnego dnia nie są tłuste nawet jeśli odżywkę nałożę w okolicach skóry głowy. Bez obaw mogę używać jej codziennie.
Stosuję krem także jako maskę: na 15 minut na całą długość i skórę głowy a następnie pod czepek i ręcznik. Po takim kompresie czuć, że są doskonale nawilżone, gładkie, idealnie się rozczesują i wyglądają bardzo zdrowo. I również następnego dnia głowa się nie przetłuszcza a włosy są mięciutkie w dotyku.

Na prawdę muszę polecić ten kosmetyk, opakowanie jest ogromne do tego niska cena i świetne działanie. Czego chcieć więcej? :)

sobota, 2 października 2010

Kuracja odbudowująca do włosów matowych, słabych i łamliwych Avon Advance Techniques

Ta odżywka jest po prostu wspaniała! Co prawda miałam już kilka kosmetyków z Avonowej serii AT, ale po raz pierwszy jestem aż tak zadowolona.
Zacznę może od tego, że odżywki używam wieczorem po umyciu włosów, gdy są jeszcze lekko wilgotne (nie suszę ich przed snem). Jest ona dość wodnista, więc niewielka ilość wystarcza. Nakładam ją głównie na końcówki i odrobinkę na przód. Potem związuję włosy w luźny kucyk i idę spać.
Następnego dnia rano moje włosy są miękkie, ładnie się układają, lśnią i co ważne: nie są tłuste, nie kleją się ani nie robią się jakieś brzydkie kluchy. Sama odżywka też nie odznacza się na włosach (w sensie, że nie oblepia ich i nie wykrusza się np. podczas czesania). Po prostu nie widać żebym cokolwiek miała nałożone.
Muszę jeszcze zaznaczyć, że moje kłaki są specyficzne: przy głowie się przetłuszczają a końce są suche, zaś umycie ich i pozwolenie by wyschły same powoduje okropne siano. Zwłaszcza jeśli zdarzało mi się pójść spać w wilgotnych i następnego dnia rano miałam jeden wielki suchy kołtun.
Dzięki tej odżywce nie mam takiego problemu. Rano tylko przeczesuję włosy grzebieniem, robię przedziałek i mogę lecieć do pracy.
Muszę jeszcze pochwalić zapach: mnie kojarzy się trochę z perfumami Perceive z Avonu. Zapach ten utrzymuje się na włosach, ale na szczęście nie jest na tyle mocny żeby się kłócić z perfumami :)
Używam tej odżywki codziennie i jestem właśnie w połowie opakowania. Jednak na pewno zamówię kolejne i mam nadzieję, że Avon jej nie wycofa ani nie zmieni składu na gorszy...

Scrub do twarzy Oriflame Swedish Spa

Mam cerę problematyczną i niestety bez częstego stosowania peelingów i maseczek się nie mogę obejść. Ostatnio moją zmorą są podskórne gulki, wągry na nosie i zatkane pory, choć dawniej częściej męczyłam się po prostu ze zwyczajnymi pryszczami.
Ponieważ peelingi enzymatyczne dają mi małe uczucie oczyszczenia wolę wybierać tradycyjne z drobinkami ścierającymi.

Zakupiony jakiś czas temu scrub z Oriflame mogę zaliczyć do peelingów raczej łagodniejszych.
Kosmetyk zamknięty jest w małym pudełeczku z zakręcanym wieczkiem, więc pierwszy plus za to, że będzie można go zużyć do samego końca.
Konsystencja nie jest zbyt gęsta i raczej kremowa, choć na pierwszy rzut oka może wyglądać nieco "pastowato" ;) W scrubie zanurzone są maleńkie drobinki, wg. mnie trochę wielkością przypominają piasek, nie jest ich zbyt dużo. Nie są też bardzo ostre, wręcz powiedziałabym, że jest to taki ścierak do codziennego używania. Ale może to tylko moje subiektywne uczucie, bo jestem przyzwyczajona do ostrych ścieraczy ;)
Zapach scrubu jest delikatny i przyjemny, świeżo-morski.

Jeśli chodzi o działanie: nie jest źle, ale mogło by być lepiej. Drobinki owszem całkiem dobrze oczyszczają cerę, ale jednak po zastosowaniu nie czuję idealnej gładkości na twarzy. Tak więc jak pisałam wcześniej - dla mnie to mógłby być żel peelingujący do stosowania codziennie. Ale przy takiej częstotliwości stosowania pewnie opakowanie wystarczyłoby mi na góra 2 tygodnie.